Kazdy niestety mial miejsce w innym wagonie, wiec 1,5 godz jechalismy z tubylcami jak i turystami... nawet ladna siedziala kolo mnie peruwianaka ale szczene miala jakby protruzja siekaczy (warto wpisac w googlach i zobaczyc zdjecia) :))))
W koncu dojechalismy prawie do mety, teraz powinien na nas czekac bus Lucy..ale... no jak zesz moze byc inaczej, busa nie ma, nie bylo i nie bedzie go w tym miejscu...Okazuje sie ze bus lucynka czeka na nas w miejscowosci Pacha czyli o jeden przystanek kolejowy dalej...tyle ze mielismy bilet tylko do tego miejsca....
No to bierzemy busa-taxi, ktory nie potrafi wyjechac na wstecznym z dworca kolejowego, placimy 15 zl od osoby i zawozi nas do Marlons Hotel.. bierzemy rachunek od kierowcy i w hotelu walczymy z wlasicielem biura o zwrot kasy za busa...
Trzeba przyznac ze Jesus - szef Marlons travel dobrze sie zachowal wyrazil skruche, przeprosil i oddal nam pieniadze a dnia nastepnego juz nie placilismy nawet za transfer na lotnisko, bo juz byl czas opuszczac to cholerne Cusco...